środa, 30 lipca 2014

Wszystko za 5 złotych. Albo 8.

Przyznać się, kto rozkręcił na maksa to wielkie żółte na niebie?

Jakby kogoś ciekawiło, na wesele włożyłam kieckę kupioną jako rezerwowa, w lumpie, za 8 zeta (słownie OSIEM ZŁOTYCH). Koloru fioletowego, zieleni nawet na szmatach nie mogłam znaleźć. Z perspektywy czasu śmiem jednak twierdzić, że nie wyróżniałam się negatywnie, wśród pań ubranych na czarno albo w bawełniane kreacje a'la imieniny cioci.  Zdjęć nie ma i raczej nie będzie, gdyż jeszcze w stanie trzeźwości aktywnie unikałam obiektywów, a późniejsze wątpię, by nadawały się do upubliczniania (zwłaszcza, że jedna z zabaw polegała na piciu wódki wazówką). Poza tym nikt nikogo nie pobił, nikt nie zasnął pod stołem, żadna zdrada nie wyszła na jaw, spokój, klasa, kultura, nuda. A panna młoda wyglądała ślicznie, jej suknię sama mogłabym włożyć (jak już Padalcowi uda się zawlec mnie przed ołtarz).

W dzisiejszym materiale obrazkowym znów huśtawka i przydomowa flora (oraz kawałek domu sąsiada).






I jeszcze kolczyki, są w Pepco za 5 zyla, jakby ktoś chciał.






niedziela, 13 lipca 2014

Mission failed

Misja póki co zakończona niepowodzeniem. Drodzy producenci/importerzy odzieży - polskie kobiety miewają więcej niż 160 cm wzrostu, weźcie to sobie proszę do serca.
No to tak, albo coś kupię przez najbliższe 4 dni, albo będę musiała znaleźć w szafie coś, co nie jest czarne, nie jest workiem, nie ma dziur, trupich czaszek ani głupich nadruków. Co może być problematyczne.
W ogóle nie spodziewałam się, że kupno w miarę eleganckiej sukienki będzie takie trudne. Jak jakiś czas temu z nudów zaglądałam do sklepów, to było do wyboru, do koloru, a teraz nagle wszystko wymiotło. Czyżby tyle osób się chajtało i robiło wesela w tym samym czasie? Bo nie widzę innego wyjaśnienia.
Na szczęście zawsze pozostaje relaks na huśtawce ogródkowej. Buju-buju i problemy znikają.


Spodnie kupiłam za 15 zyla podczas jednej z pielgrzymek w poszukiwaniu kiecki. Dobre i to.

Nawet miałam towarzystwo w postaci pupilka siostry. Jest rasy "mały, jazgotliwy śmierdziel", ale czasem potrafi być słodki.

Udało mi się też coś ugotować bez zdewastowania kuchni. Oparte częściowo na czymś, co kiedyś jadłam we Włoszech, a częściowo na inwencji własnej - krążki bakłażanowe. Nasypałam na nie to, co znalazłam w lodówce i okolicach - resztki brokuła, sera i pomidora. Wyszło zjadliwe.













piątek, 11 lipca 2014

Tchórze

Parafrazując nieco Neila Gaimana, nieszczęścia to straszne tchórze, nie lubią pokazywać się w pojedynkę, tylko grupują się w wielkie hordy i tak uderzają na niczego niespodziewającego się człowieka. Trochę mnie zdeptało i stratowało takie stadko, na szczęście pobiegło już dalej, pozostawiając tylko tuman kurzu na horyzoncie. Mogłam więc wstać, otrzepać się i zajrzeć na zapomniane miejsce w sieci.

Chociaż nie, jeszcze jedna zagubiona nieprzyjemność smętnie się panoszy w okolicy i wkurza. Muszę kupić sukienkę nadającą się do pokazania na weselu (nie moim!) i został mi na to równo tydzień, a perspektywy są marne. Powszechnie wiadomo, że ciuchy w sklepach nie są szyte na normalnych ludzi, tylko na jakieś abstrakcyjne konstrukcje geometryczne. I tak przymierzałam sobie całkiem przyjemną z wyglądu szmatkę, rzekomo maxi, rzekomo w moim rozmiarze. Za krótka się okazała, a otwory na ręce za duże. Gdybym wzięła większy rozmiar, długość byłaby dobra, ale mój biust mógłby radośnie oglądać świat (a świat mógłby oglądać jego). Gdybym skróciła ramiączka, sięgałaby mi do tego dziwnego miejsca między połową łydki a kostką, a w takiej długości nic nie wygląda dobrze. Zresztą od normalnego sklepu liczącego sobie wcale nie mało za sztukę odzieży oczekuję ciuchów gotowych do noszenia, a nie do dodatkowych przeróbek. No dobra, to ostatnie zdanie w odniesieniu do H&Mu mogło być nieco chybione. Tak czy srak, z ciężkim sercem zbieram się do wyjścia i poszukiwania jakiejś świątyni konsumpcji, gdzie znajdę coś, co nie spowoduje odruchu wymiotnego. A, wspominałam, że kiecka ma być niepastelowa i z zabudowaną górą/grubymi ramiączkami? No właśnie...