środa, 28 stycznia 2015

Bzdury

Żeby mi się tak chciało, jak się nie chce. 
Mam dziś wolny dzień. Mnóstwo czasu. Z tej racji zaplanowałam sobie całą górę rzeczy, które mogę zrobić, a od rana zdołałam tylko: umyć włosy, ubrać się, przeczytać internet od początku do końca i zmyć 2 talerze (z jakichś 50, które się domagają zmycia). A teraz siedzę z kubkiem herbaty malinowo-lipowej i oglądam horror (bzdurny, ale gra w nim Julianne Moore, którą bardzo lubię). Jak to jest, że im więcej ma się czasu, tym mniej produktywnie się go spędza? ;) A jak wracam śmiertelnie zmęczona z pracy, to potrafię do północy sprzątać, czytać albo dłubać hendmejdy.



Pozowanie bez zmian - jak nie mina wioskowego głupka, to bitchface. I bawiłam się rozjaśniaczem. Na szczęście włosy jeszcze się nie wykruszyły.



Bransoletkę znalazłam w lumpeksie, trupią łapkę gdzieś na Allegro.

czwartek, 22 stycznia 2015

Różności - spotkanie w ruinach, dobrodziejstwa lumpeksów, DIYe i kurczaki

Na zimno tym razem nie będę narzekać, bo fajne mamy przedwiośnie tej zimy, ale na brak słońca i egipskie ciemności zalegające w mieszkaniu . Cały dzień chce się spać i trzeba palić wszystkie światła.

Żeby się trochę wyrwać z marazmu, wybrałam się ostatnio na spacer - wyczytałam, że w pobliskiej wiosce znajdują się ruiny dworku i postanowiłam je odnaleźć. Pomijając koszmarne błoto po drodze, okazało się to niezbyt trudne.


Ruiny miały strażnika - kamiennego młodzieńca. Choć dość rachityczny i wzrostem nie grzeszył, dzielnie strzegł swoich włości. Chciałam mu zaoferować szalik, bo chyba zimno tak stać na golasa, ale nie był zainteresowany ;)









W jednym z ulubionych tanich armanich nabyłam cienką bluzę z kapturem, z nadrukiem w moim guście (a raczej jego braku). Czego tu nie ma! Skorpion, skrzydła, róże, żuki, gwiazda, trumna, ozdobne litery - miód na serce miłośniczki mrocznego kiczu.




W chwili nudy popełniłam kolczyki z resztek walających się tu i ówdzie - jedne mroczne, drugie "celtyckie".



A w ramach obiadu zniszczyłam całkiem dobry kawałek kurczaka, przekształcając go w paluszki serowe. W tym celu trzeba kuraka pociąć w paski, przyprawić czym się lubi, obtoczyć w jajku, mące, znowu w jajku i w bułce tartej wymieszanej z drobno startym serem. Następnie ułożyć dzieło na blaszce wyłożonej zwilżonym oliwą papierem i sru do piekarnika. Oczywiście nie zrobiłam zdjęć gotowych paluszków, co dobitnie pokazuje, że nie nadaję się na blogerke lajfstajlową :( Ale surowe wyglądają tak ohydnie, ze aż cudnie, jak larwy obcych! ^^

czwartek, 15 stycznia 2015

Zamiast

Chlupanie zamiast ślizgania.
Obiecałam sobie, że tej zimy przynajmniej raz w tygodniu skoczę na łyżwy - to jedyna zimowa aktywność, którą choć minimalnie lubię i jest w stanie wyciągnąć mnie z domu przy temperaturze okołozerowej. A tu klops, ciepło jest, lodowisko nieczynne. Więc zamiast łyżew był basen ;) Basen jest git przez cały rok. Muszę wreszcie kupić karnet.



Jeśli to prawda, że po 30stce nie wypada nosić koszulek z nadrukami (przynajmniej tak twierdzą wizaże i inne kafeterie), to mam jeszcze 4 lata na nacieszenie się nimi.


Zupełnie mi nie przeszkadza słuchanie utworów w językach, których nie znam (choć znać bym chciała).