środa, 18 lutego 2015

Gospodarstwo domowe

Nawet w życiu zdeklarowanego bałaganiarza nadchodzi moment, kiedy bajzel osiąga masę krytyczną i zaczyna uniemożliwiać poruszanie się we własnym mieszkaniu. Mój nadszedł dzisiaj, od rana mam już na koncie zmywanie, odkurzanie, składanie prania, wypucowanie łazienki i zakupy na dokładkę. Jak żona ze Stepford. Może nie tak stylowo, ale nie wyobrażam sobie sprzątania w rozłożystych retro kieckach (choć może dobrze zbierałyby kurz i pajęczyny?).




Pozostając w tematach prowadzenia domu, gotowania nadal nienawidzę i raczej długo jeszcze się to nie zmieni, za to do pieczenia zaczynam się powolutku przekonywać. Póki co moim popisowym numerem jest chlebek bananowy. To idealna rzecz dla kuchennych dyslektyków takich jak ja - łatwy, idiotoodporny przepis i najprostsze składniki na świecie. Przepis jest żywcem wzięty z Moich Wypieków - chlebek.
Nic nie zmieniałam, tylko zgodnie z sugestią daję mniej cukru, dojrzałe banany są wystarczająco słodkie. Cholerstwo zawsze się udaje i jest pyszne.



czwartek, 12 lutego 2015

Wiedźmy

Jakoś tak się złożyło, że porzucając na chwilę lasery, statki kosmiczne i inne klimaty sci-fi, przeczytałam dwie książki na tematy czarownicowe.

"Zaginiona Księga z Salem", autorstwa Katherine Howe, to typowe czytadło, w którym znajdzie się trochę tajemnicy, trochę romansu i trochę dramatycznych zwrotów akcji. Fabułka jest prosta jak kij - młoda kobieta musi zmierzyć się z mrocznym sekretem z przeszłości i odkryć swoje dziedzictwo - napisanie czegokolwiek więcej to będzie spoiler. W każdym razie rzecz jest przyjemna i nie wysilająca za bardzo mózgu.

"Czarownice z Walwyk" Norah Lofts z kolei to bardzo klasyczna historia, osnuta wokół skromnej, samotnej nauczycielki obejmującej posadę w prywatnej szkole w małym miasteczku na angielskiej prowincji. Bardzo mi przypominała film "The Wicker Man" (ten z 1973 r. z Christopherem Lee, nie to nowe coś z Nickiem Cagem ;)). Spodobała mi się na tyle, że zarwałam przed pracą noc czytając (rano przez podkrążone oczy sama wyglądałam jak wiedźma, i to po bardzo wyczerpującym sabacie).

To niestety mój lepszy profil.


 Koszulkę gdzieś tam już na pingerze chyba pokazywałam, ale niech i tu ma swoje 5 minut. Najprawdziwsza wiedźma, w kapeluszu, z miotłą i kotem. Made in lumpeks.