Łodzi. Nigdy tam nie byłam, a mieszkam w sumie o rzut beretem...
Był to jedyny dzień z całego tygodnia, w którym lało i piździło jak opętane (mogłam się tego spodziewać). Przez trzy godziny udawałam twardziela, ale w końcu porzuciłam zwiedzanie unikalnej architektury poprzemysłowej i schowałam się w palmiarni. Oczywiście, trafiłam na moment, w którym wtarabaniła się tam wycieczka orangutanów... tfu, dzieci w wieku 6-10 lat. Kto i w którym momencie wpadł na pomysł, że dzieciarnia w tym wieku będzie zainteresowana araukariami i epifitami - nie mam pojęcia. Zainteresowane były głównie generowaniem hałasu, straszeniem rybek i ściganiem się po alejkach. Zastanawiałam się, czy któryś wyrżnie się w kaktusiarni, ale te małe bestie są całkiem zwinne.
Gdy wynurzyłam się z palmiarni, pogoda się poprawiła i mogłam odbębnić obowiązkowy punkt programu, czyli spacer Piotrkowską. Żałuję, że miałam za mało czasu, by zagłębiać się w każdą boczną uliczkę, która wyglądała interesująco. Przyznam też, że Manufaktura zrobiła na mnie wrażenie, a nie sądziłam, że jakiemuś centrum handlowemu się to uda. Mają rozmach ci łodzianie.
Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze jeden taki wyskok sobie zorganizować, może w jakiś ciepły, październikowy dzień.
A teraz dużo kiepskich zdjęć, tadam:
![]() |
Ruiny dawnych fabryk mnie totalnie zauroczyły. |
![]() |
Duży plus za możliwość robienia zdjęć - palmiarnia w Gliwicach krzyczała za to dodatkową kasę :P |
![]() |
Trafiłam akurat na tymczasową wystawę motyli. |
![]() |
Uwaga, zły sum ;) |
![]() |
Samowyzwalacz fuck yeah. |