Jakoś tak się złożyło, że porzucając na chwilę lasery, statki kosmiczne i inne klimaty sci-fi, przeczytałam dwie książki na tematy czarownicowe.
"Zaginiona Księga z Salem", autorstwa Katherine Howe, to typowe czytadło, w którym znajdzie się trochę tajemnicy, trochę romansu i trochę dramatycznych zwrotów akcji. Fabułka jest prosta jak kij - młoda kobieta musi zmierzyć się z mrocznym sekretem z przeszłości i odkryć swoje dziedzictwo - napisanie czegokolwiek więcej to będzie spoiler. W każdym razie rzecz jest przyjemna i nie wysilająca za bardzo mózgu.
"Czarownice z Walwyk" Norah Lofts z kolei to bardzo klasyczna historia, osnuta wokół skromnej, samotnej nauczycielki obejmującej posadę w prywatnej szkole w małym miasteczku na angielskiej prowincji. Bardzo mi przypominała film "The Wicker Man" (ten z 1973 r. z Christopherem Lee, nie to nowe coś z Nickiem Cagem ;)). Spodobała mi się na tyle, że zarwałam przed pracą noc czytając (rano przez podkrążone oczy sama wyglądałam jak wiedźma, i to po bardzo wyczerpującym sabacie).
 |
To niestety mój lepszy profil. |
Koszulkę gdzieś tam już na pingerze chyba pokazywałam, ale niech i tu ma swoje 5 minut. Najprawdziwsza wiedźma, w kapeluszu, z miotłą i kotem. Made in lumpeks.