Jakby kogoś ciekawiło, na wesele włożyłam kieckę kupioną jako rezerwowa, w lumpie, za 8 zeta (słownie OSIEM ZŁOTYCH). Koloru fioletowego, zieleni nawet na szmatach nie mogłam znaleźć. Z perspektywy czasu śmiem jednak twierdzić, że nie wyróżniałam się negatywnie, wśród pań ubranych na czarno albo w bawełniane kreacje a'la imieniny cioci. Zdjęć nie ma i raczej nie będzie, gdyż jeszcze w stanie trzeźwości aktywnie unikałam obiektywów, a późniejsze wątpię, by nadawały się do upubliczniania (zwłaszcza, że jedna z zabaw polegała na piciu wódki wazówką). Poza tym nikt nikogo nie pobił, nikt nie zasnął pod stołem, żadna zdrada nie wyszła na jaw, spokój, klasa, kultura, nuda. A panna młoda wyglądała ślicznie, jej suknię sama mogłabym włożyć (jak już Padalcowi uda się zawlec mnie przed ołtarz).
W dzisiejszym materiale obrazkowym znów huśtawka i przydomowa flora (oraz kawałek domu sąsiada).
I jeszcze kolczyki, są w Pepco za 5 zyla, jakby ktoś chciał.

Fajną masz tę kieckę i piszesz też, jak lubię czytać ;) :)
OdpowiedzUsuńDzięki i dzięki, i nawzajem (w sensie pisania... chociaż nie, kiecki też masz zawsze fajne) ;)
UsuńMyślałam żeś ruda...a tu zonk - blondyna! Też ładnie:D
OdpowiedzUsuńA kiecka ekstra! Fajny ma ten motyw na dole... Na pewno się wyróżniałaś wśród "ciotek";))
Piwa nie lubię, ale całą resztę jak najbardziej:D
Nie wiem o co chodzi z tymi truciznami i tym kuku i bum... może też lubię;)
Mój kolor włosów nie jest wzorcem stałości;) I chyba rudy niedługo wróci.
UsuńJak w ogrodzie u mamy :D
OdpowiedzUsuńSukienka ma przefajne rysunki na dole!!!
Bo jest u mamy... u rodziców właściwie;)
Usuń